• Żołnierze Wyklęci

        •                    Prezentacja     Zolnierze_Wykleci_PP.2.pptx                 

              Film o żołnierzach wyklętych ze Żmiącej "Leśna Armia"  

          Muzeum AK w Krakowie - Żołnierze Wyklęci na limanowszczyźnie

           

          Życiorysy Żołnierzy Wyklętych – RYCERZY LASU

           

          Ludwik Zelek - student i nauczyciel; założył grupę bojową Wojsko Generała Andersa i dowodził nią aż do swojej tragicznej śmierci z rąk UB w 1947 r.

          Maria Mróz, siostra Ludwika, tak wspomina jego ostatnie chwile życia w marcu 1947 r.: „Brat pewnego dnia poszedł na akcję do Laskowej, żeby upomnieć działacza partyjnego PPR i w tej akcji został postrzelony. Koledzy przynieśli go poranionego do domu. Szybko jednak zjawił się Urząd Bezpieczeństwa. Ubowcy byli bardzo agresywni, bili mamę, zastraszali całą rodzinę bronią. Myśleliśmy, że nas wszystkich zastrzelą. Po całym dniu przesłuchań w domu zabrali Ludwika, a odjeżdżając, drwili, mówiąc do mamy: – Nie martw się, matko, my ci go wyleczymy”.

          Jednak na UB był tak bestialsko bity i katowany, że kolejnego dnia już nie żył.

          Z relacji pozostawionej przez ojca Ludwika Zelka, który dzięki pomocy pracowników kostnicy widział ciało syna, wiadomo, że było ono całe we krwi, głowa była zmasakrowana. UB chciał się ciała pozbyć i absolutnie nie można było zorganizować pogrzebu i godnie pochować partyzanta. Ojciec jednak uprosił, by ciało zostało zakopane w Limanowej za murem cmentarnym, a nie gdzieś na śmietniku. Zgładzenie Ludwika Zelka nie spełniło jednakże nadziei UB na rozbicie oddziału. Pozostali żołnierze podziemia postanowili być wierni swojemu zamordowanemu dowódcy i nie złożyli broni, walcząc do końca. Niezłomność partyzantów spowodowała, że pomimo nasadzania konfidentów
          i licznych obław walczyli aż do 1953 r., ginąc niestety jeden po drugim. Należy podkreślić, iż wszyscy członkowie oddziału wywodzili się z rodzin cieszących się we wsi szacunkiem i dla innych mieszkańców byli wzorem do naśladowania. Jednakże mimo faktu, iż nie każdy mógł się do nich przyłączyć, to z oddziałem w trakcie jego funkcjonowania współpracowało około stu osób.  

           

          Fragment pracy konkursowej Pawła Pasionka

          Kazimierz Augustyn - syn Jana Augustyna ze Żmiącej. Członek organizacji "Wojsko Polskie" ps. "Miecz". W marcu 1947 r. po śmierci Ludwika Zelka, kierującego organizacją i rozformowaniu oddziału, w latach 1947-1950 pozostałymi członkami grupy kierował Władysław Bukowiec "Stal". W zabudowaniach rodzinnych Augustynów ukrywał się
          w czasie wojny dowódca placówki AK w Ujanowicach Wincenty Rosiek ("Dołner")
          i Stanisław Wideł ("Lis", "Prawy"). Po śmierci Władysława Bukowca, zabitego przez UB w obławie we wrześniu 1950 r., Kazimierz Augustyn przeżył
          i ukrywał się w wielu wioskach i w Nowym Sączu, gdzie w razie potrzeby przebierał się za księdza. Grupa używała pieczęci "Polskie Siły Zbrojne"
          i pieczęci oddziału Janura; jej dowódcą został Kazimierz Augustyn. Razem z Widłem ukrywali się na terenie powiatu nowosądeckiego
          i limanowskiego. Stali się praktycznie samotnymi partyzantami, idealistami walczącymi o suwerenność Ojczyzny; stanowili typową grupę przetrwania, unikającą obław UB i KBW oraz rekwirującą towary
          i pieniądze z instytucji państwowych. Do podbijania kwitów rekwizycyjnych używali pieczęci "Wojsko Generała Andresa". Do grupy dołączyli Władysław Fecko "Kruk" i Jan Zając "Wilk". W latach 1949-1953 przeprowadzili 18 rekwizycji na terenach powiatów nowosądeckiego, brzeskiego, bocheńskiego i limanowskiego.
          W październiku 1952 zostali schwytani Fecko i Zając. Od tej pory działali we dwóch. Wydani przez agentów UB Stanisława Gargasa (informator "Ropa"), w którego zabudowaniach nocowali i Stanisława Smajdora (informator "Zygmunt"). W obławie w dniu 2.10.1953 r., brało udział 85 żołnierzy KBW i 9 pracowników UB, idących od strony Marcinkowic, którzy zaszli ukrywających się lasem od północy i 30 żołnierzy KBW odcinających możliwą drogę ucieczki. Kazimierz Augustyn próbował uciec ze stodoły gospodarstwa. Według dokumentacji ubeckiej zmarł
          w drodze do szpitala, w wskutek ciężkich ran odniesionych w głowę. Znaleziono przy nim pistolet "Parabellum", 2 magazynki z 11-ma nabojami, 3 blankiety kwitów rekwizycyjnych, 2 modlitewniki, medaliki, krzyżyki i 2 płaszcze.

           

          Małgorzata Bukowiec

          Bohaterskie i tragiczne losy Władysława Bukowca
          i Jego Rodziny

          Patriotyczna Żmiąca i niezłomna bohaterska rodzina Bukowców
          w latach 1946-1953.

          Główny wątek mojej pracy rozpoczyna się w 1946 roku, kiedy w Żmiącej powstała tajna organizacja licząca 7-8 żołnierzy w strukturach podziemia niepodległościowego, która miała dalej walczyć o suwerenną Polskę z nowym narzuconym przez ZSRR systemem komunistycznym. Grupa ta nawiązała kontakty z innymi oddziałami działającymi
          w pobliskim terenie oraz z Narodowymi Siłami Zbrojnymi w Krakowie. Twórcą grupy
          i dowódcą był Ludwik Zelek, który jak wspomina mój wujek ks. .łan Bukowiec w czasie wojny sympatyzował z jego siostrą Heleną a po wojnie wyjechał do Krakowa i rozpoczął studia na UJ. Według relacji wujka oraz pracy prof. Zbigniewa Wierzbickiego nawiązał on kontakt z NSZ lub WiN i przyjeżdżając na niedziele i święta zaczął tworzyć organizację niepodległościową. W wyniku donosów jak wspomina mój wujek, UB zaczęło Ludwika śledzić i musiał przerwać studia. Po powrocie do domu podjął pracę nauczyciela organizując również oddział, który miał być gotowy do walki we właściwym momencie. Na pieczątce oddziału widniał napis: „Dla Ciebie Polsko i Dla Twej Chwały", a przysięgę złożyli przed księdzem. Oddział ten miał kontakty z placówką w Mszanie i Krakowie i początkowo nie prowadził żadnej działalności. Jak wspomina ks. Jan bezczynność była sprzeczna
          z naturą Ludwika Zelka gdyż chciał działać.

          W tym czasie do Laskowej wrócił z Francji J. Jelonek, który zaczął prowadzić agitację pro-komunistyczną jako aktywista partyjny, a był przewodniczącym PPR w Laskowej. Chciał on tworzyć na bazie zabudowań dworskich kołchoz co nie podobało się większości ludności Laskowej i okolic. Według relacji wujka, źródeł IPN oraz prof. Wierzbickiego w sobotę z 2/3 lutego 1947 roku Ludwik Zelek z grupą udał się do Laskowej w celu odebrania Jelonkowi broni oraz z ostrzeżeniem aby nie organizował spółdzielni. Wszyscy uczestnicy akcji mieli broń a byli to: Ludwik Zelek, Władysław Bukowiec, jego kuzyn Wincenty Bukowiec, Kazimierz Augustyn oraz Władysław Chełmecki.

          Na podstawie źródeł IPN i dokumentów Urzędu Bezpieczeństwa grupa ta była nazywana „Wojskiem Generała Andersa" bądź „bandą Augustyna". Oddział był przedłużeniem działającej na terenie gminy Ujanowice   w czasie okupacji placówki Armii Krajowej
          o kryptonimie „Ulga".

           

           

          Według relacji ks. Jana, który był jeszcze za młody (a relacje zna od swoich starszych braci: Władysława i Kazimierza), grupa weszła do domu Jelonka, który ich wpuścił i w rozmowie radzili mu zmianę poglądów i aby nie angażował się po stronie komunistów. Jelonek zapytał się kim są a gdy mu odpowiedzieli, że są przedstawicielami prawdziwego wojska polskiego on wyszedł do pomieszczenia gospodarczego i zaczął strzelać. Strzały ugodziły Ludwika Zelka; jednak również Jelonek został śmiertelnie ranny, kiedy chciał uciec przez otwór w dachu. Rannego Ludwika Zelka przewieziono na plebanię do Jaworznej gdzie go opatrzono a ksiądz Jan Odziomek lub Skoczeń udzielili mu sakramentów świętych. Ciężko rannego Ludwika z postrzałem w brzuch z plebani wzięli do domu w Żmiącej: jego ciotka Anna Oleksy, narzeczona Ludwika - Helena Bukowiec (siostra ks. Jana), Kazimierz Bukowiec i Kazimierz Augustyn. Niosąc rannego Zelka widzieli na okolicznych wzgórzach funkcjonariuszy UB , którzy nie strzelali do nich z uwagi na obecność kobiet. Po dojściu do domu Zelka, Kazimierz Augustyn zdążył uciec w las a pozostali weszli do domu, który otoczyło UB. W tym zajściu nie uczestniczył Władysław Bukowiec, gdyż rodzice wysłali go na wywiadówkę najmłodszego brata Jana - obecnie księdza - autora tych wspomnień. Funkcjonariusze UB od Zelków wypuścili Helenę Bukowiec a Kazimierza Bukowca wraz
          z rannym Zelkiem zabrali do Limanowej na komendę UB na dalsze śledztwo. Według dalszej relacji ks. Jana jego brat został wypuszczony z więzienia po miesięcznym bestialskim przesłuchaniu i według jego relacji Ludwika Zelka zamordowano na posterunku UB po ciężkim przesłuchaniu z 3/4 lutego 1947 roku. Był on przez współwięźnia Kazimierza zakopany w rowie obok budynku UB w Limanowej na rozkaz funkcjonariuszy. Głównym oprawcą i mordercą Ludwika Zelka był funkcjonariusz Koza, który był najbardziej zwyrodniałym oprawcą UB w Limanowej. Sprawa ta jest do dzisiaj przedmiotem śledztwa przez prokuratorów IPN.

          Zwłoki Ludwika Zelka udało się potajemnie wykopać a uczynił to pod osłoną nocy na gorącą prośbę rodziców grabarz i przeniósł zwłoki na cmentarz w Limanowej.

          Według źródeł IPN po śmierci Ludwika Zelka na czele oddziału stanął Władysław Bukowiec o pseudonimie „Stal". Władysław po powrocie z wywiadówki wiedział co się stało i do nocy siedział w ukryciu. Jak wspomina ks. Jan, brat Władysław wywołał go a on przekazał mu co się wydarzyło. Wtedy brat oznajmił, że do domu już nie wróci i że będzie ukrywał się w lesie, w którym była wykopana ziemianka - bunkier, perfekcyjnie zamaskowana
          z dwoma wejściami. W tym bunkrze wraz z Władysławem ukrywali się: Kazimierz Augustyn, Stanisław Salabura, Jan Zając, Wincenty Bukowiec i Wideł.

          Po zamordowaniu Ludwika Zelka wyżej wymienieni żołnierze „niezłomni" zostali sami i nie podejmowali już dalszych kontaktów z kierownictwem NSZ w Krakowie ponieważ utrudniony był sposób dotarcia a również w tym czasie zwiększyła się ilość funkcjonariuszy UB i MO w rejonie Ujanowic i Laskowej. Ponadto Ludwik Zelek nie przekazał nikomu
          z oddziału żadnych kontaktów. Powoli również wzrosła liczba osób, które zaczęły współpracować z nową władzą komunistyczną. Powołując się na pracę prof. Wierzbickiego wszyscy członkowie tego oddziału byli bardzo głęboko wierzący, związani z Kościołem katolickim, nosili różańce i okresowo spowiadali się. Ich głównym wrogiem byli komuniści, których uważali za nowych i jeszcze gorszych okupantów, gdyż niszczyli nawet ludzkie sumienia. W szczególności walczyli przeciwko kolektywizacji wsi, którą nowe nie polskie władze chciały wprowadzić w naszym kraju, wzorując się na modelu stalinowskim.

          Akcja w Laskowej była jedynym poważnym i tragicznie zakończonym działaniem tej grupy. Ukrywając się w leśnym bunkrze Władysław Bukowiec i pozostali członkowie oddziału sporadycznie odwiedzali swoje domy. Przychodzili głównie nocami i spali
          w przygotowanych kryjówkach ponieważ UB coraz bardziej szalało, chcąc dopaść wszystkich członków oddziału. Ukrywający się Władysław Bukowiec utrzymywał kontakt
          z rodziną głównie za pośrednictwem nieletniego wówczas brata Jana, obecnie księdza Jana, lecz były to kontakty rzadkie gdyż funkcjonariusze UB prowadzili stałą inwigilację nie tylko rodzin, ale i całej wsi. UB często przeprowadzało rewizje w zabudowaniach rodzinnych Władysława Bukowca, a nawet wówczas gdy spał on ukryty w słomie.

          Kolejne tragiczne wydarzenie miało miejsce w marcu 1950 roku, kiedy funkcjonariusze UB ujęli kolejnego członka grupy - Stanisława Salaburę. Jak wspomina ks. Jan akcja przeprowadzona była w domu u Zbyrków , który był położony w pobliżu lasu, w którym ukrywali się członkowie oddziału. W czasie tej akcji w rękach UB znalazł się także brat Władysław jednak uniknął aresztowania. Tego dnia tj. jak podaje ks. Jan 10 marca, funkcjonariusze UB z Limanowej, mając informacje od współpracujących z nimi członków dwóch rodzin ze Żmiącej, otoczyli dom Zbyrków, gdzie przebywali Stanisław Salabura
          i Władysław Bukowiec. Na zadane przez nich pytanie kim są obecni młodzi mężczyźni, gospodyni odparła, że to jej synowie. Ponieważ funkcjonariusze UB nie znali twarzy poszukiwanych chcieli ich zatrzymać do weryfikacji tożsamości. Wtedy Władysław Bukowiec powiedział, że musi przed wyjściem przynieść matce siano dla zwierząt
          i funkcjonariusze wyrazili na to zgodę. On oddalił się do stodoły a widząc że nie jest śledzony zbiegł do lasu i chcąc pomóc koledze oddał strzał z pistoletu w powietrze powodując zamieszanie. Salabura zdołał tylko uciec do piwnicy i podjął próbę obrony ostrzeliwując się z pistoletu, gdy mu brakło amunicji poddał się. Ponadto UB sprowadziło jako żywą tarczę sąsiada Zbyrków, który został postrzelony  w   nogę   najprawdopodobniej   przez funkcjonariuszy UB. Salabura został aresztowany i po długim bestialskim śledztwie otrzymał bardzo wysoki wyrok. Również w tej sprawie obecnie prokuratorzy IPN prowadzą śledztwo. Według obecnych danych gospodarz Zbyrek to gajowy Franciszek Bednarek
          a osobą postrzeloną w nogę był sąsiad Jan Rosiek.

          Po tej akcji Władysław Bukowiec uciekł do rodziny we Wronowicach, gdzie ukrywał się ponieważ do Ujanowic przyjechał duży oddział Korpusu Bezpieczeństwa Wewnętrznego i założył obóz powodując blokadę całej okolicy.

          Po tej ucieczce z obławy Władysław Bukowiec ośmieszył funkcjonariuszy UB i MO i jak relacjonuje ks. Jan, funkcjonariusz MO z Ujanowic Stanisław Gwiazdowski miał się wyrazić, że jeszcze go dopadnie. Po tej akcji u Zbyrków rodzina Władysława Bukowca doznała wielu szykan. W ich domu dokonywano liczne szczegółowe rewizje, w trakcie których funkcjonariusze bili i grozili nieletniemu Janowi usiłując uzyskać od niego informację
          o miejscu ukrycia się Jego brata Władysława. Doszczętnie kilka razy rujnowano dom oraz wyrzucano całą zawartość stodoły na podwórze. Inwigilowano również całą wieś wielokrotnie organizując rewizje i kotły co doprowadzało do dezorganizacji życia. Nieustanne szykany powodowały, że sympatyzująca z ukrywającymi się Żmiąca była coraz bardziej zmęczona ciągłą inwigilizacją. Wielu jej mieszkańców za pomoc świadczoną ukrywającym się zostało aresztowanych i cierpiało na UB w Limanowej i Nowym Sączu.

          Odżyły także dawne osobiste urazy i pazerność współpracujących z UB mieszkańców dwóch rodzin żmiąckich. To one zdradziły i wydały w ręce UB Wincentego Bukowca , który był kuzynem Władysława i ks. Jana. Wydarzenie to miało miejsce w dniu 26 kwietnia 1949 roku. Jak wspomina ks. Jan, w nocy przyszedł on do domu rodziców, który był niedaleko od domu rodziców ks. Jana, aby pomóc w pracach gospodarskich. W przebraniu kobiecym wykonywał on w stodole i na tzw. boisku różne roboty, gdy nagle zjawiło się dwóch funkcjonariuszy MO z Ujanowic i skierowali się w stronę zabudowań Wincentego. Następnie otworzyli drzwi stodoły i serią z karabinu został postrzelony. W szoku wybiegł jeszcze w stronę domu. Całego zakrwawionego zabrali na furmankę i pojechali z nim do Ujanowic. W drodze w rejonie szkoły zmarł a ks. Bernardyn Dziedziak - ówczesny proboszcz udzielił mu sakramentów świętych i uprosił funkcjonariuszy aby zwłoki pozostawili rodzinie. Jak wspomina ks. Jan. pogrzeb Wincentego Bukowca był wielką manifestacją patriotyczną a po pogrzebie ktoś złożył na jego grobie biało - czerwoną flagę. To nie podobało się władzom komunistycznym i spowodowało że zwłok pozostałych mordowanych przez UB członków podziemia nie wydawano rodzinom.

          Po pogrzebie Wincentego, UB przystąpiło do ścisłych działań w celu ujęcia pozostałych żołnierzy Wojska Andersa: tj., Kazimierza Augustyna, Władysława Bukowca, Zająca i Widła i pętla wokół ukrywających coraz bardziej się zaciskała. Bunkier, w którym ukrywali się był trudny do odnalezienia, wykopany w ziemi. Miał dwa wyjścia, pomieszczenie do spania
          i kuchenkę. Był porośnięty gęstymi paprociami i krzakami. Został jednak odkryty przez współpracującego z UB zamożnego gospodarza z górnej części wsi Żmiąca za podobno korzyści materialne.

          W dniu 9 września 1950 roku funkcjonariusze UB i MO z Ujanowic zorganizowali zasadzkę mającą na celu ujęcie wyżej wymienionych członków oddziału. Ksiądz Jan Bukowiec relację z tego tragicznego wydarzenia uzyskał od swojego brata Kazimierza, któremu opowiedział szczegóły Kazimierz Augustyn, który przebywał w bunkrze wraz z Władysławem Bukowcem. W tym dniu funkcjonariusze UB i MO otoczyli bunkier i całą noc czekali na wyjście z niego jego mieszkańców. Około godz. 5 rano Władysław udał się do pobliskiego strumienia po wodę a w bunkrze pozostał Kazimierz Augustyn. Nagle padła seria strzałów
          i Władysław został śmiertelnie postrzelony serią z automatu w klatkę piersiową. Kazimierz usłyszał jeszcze ostatnie słowa Władysława „Jezus, Maria, Józef - ratuj". Słyszał również krzyki funkcjonariuszy UB „Bukowiec poddaj się'* i pojedynczy strzał, jak się później okazało w nogę od tyłu. W tym czasie Kazimierz Augustyn zdołał uciec drugim wyjściem
          i ukrył się w lesie. Po tej akcji funkcjonariusze UB i MO przybyli do domu Bukowców
          a wśród nich był milicjant Gwiazdowski z posterunku w Ujanowicach, który odpowiada za zamordowanie Władysława. Następnie polecili oni aby brat ks. Jana - Kazimierz - wołami udał się z nimi do lasu po zwłoki Władysława. Jak wspomina ks. Jan, gdy Kazimierz podnosił zwłoki brata z ziemi, to miał on wyrwane całe plecy od serii z automatu i była olbrzymia dziura. Kazimierz gdy wrócił do domu był cały zakrwawiony od podnoszenia brata.

           

          Rodzinie nie pozwolono pochować zwłok Władysława, gdyż obawiano się manifestacji patriotycznych. Jak wspomina ks. Jan, a mój wujek, w chwili śmierci Władysław miał
          w jednej ręce zaciśnięty różaniec, na którym się modlił. Wspomina również ostatnie spotkanie z bratem Władysławem, który przyszedł odwiedzić matkę kilka dni przed swoją śmiercią i opowiadał do swojej mamy, że dziwnie boli go cała klatka piersiowa. Chciał się
          pożegnać z ks. Janem, który miał jechać do seminarium. Po tym wydarzeniu UB i MO zorganizowało wiec w centrum wsi i przedstawiali śmierć Władysława Bukowca jako wielki sukces w umacnianiu komunizmu. Ciało Władysława, jak wspomina ks. Jan, funkcjonariusze UB zabrali i zakopali na terenie parafii Limanowa- Sowliny, w której ks. Jan był wieloletnim proboszczem i budowniczym kościoła. Podobno samochodem ciężarowym zostały przywiezione i w rowie niedaleko obecnej stacji benzynowej zakopane. Również został wysłany do miejsca tragedii oddział KBW, który zburzył i zrównał z ziemią bunkier.

          Według źródeł IPN pozostali członkowie oddziału, tj., Kazimierz Augustyn i S. Wideł ukrywali się na terenie Pasma Łososińskiego do 1953 roku i 2 X 1953 roku zostali zastrzeleni przez funkcjonariuszy UB w rejonie Chomranic, broniąc i ostrzeliwując się do końca. Na podstawie pracy prof. Zbigniewa Wierzbickiego w opisanym okresie czasu, UB
          i MO aresztowało 36 mieszkańców Żmiącej w tym 8 kobiet. Niektórzy otrzymali długoletnie wyroki więzienia i dopiero w wyniku amnestii w 1956 roku wyszli na wolność. Według źródeł IPN i Urzędu Ochrony Państwa, oddział NSZ Ludwika Zelka a następnie Władysława Bukowca, nazywany przez UB „Armią Generała Andersa" miał około 96 współpracowników, głównie powiązanych rodzinnie, z których aż 11 zostało skazanych
          w procesach sądowych a wielu przetrzymywano w śledztwie
          od kilku dni nawet do roku poddając brutalnym  i sadystycznym przesłuchaniom.

          Ten oddział żołnierzy niezłomnych odegrał wielką rolę w pierwszych latach po okupacji niemieckiej, gdyż chronił całą wieś i okoliczne wsie przed bandami złodziei, rabusiami
          i resztkami byłych oddziałów niewiadomego pochodzenia. Wiedzieli że w każdej chwili zostaną ukarani przez oddział Zelka.

          Na Cuprówce znajduje się kaplica poświęcona żołnierzom AK ale również znajduje się
          w niej tablica poświęcona czterem żołnierzom „wyklętym" zamordowanych przez UB i MO. Również na początku lat 90-tych XX wieku z inicjatywy księdza Jana Bukowca postawiony został krzyż w miejscu gdzie znajdował się bunkier, który upamiętnia miejsce śmierci Władysława Bukowca - jednego z ostatnich „Żołnierzy Wyklętych" na Ziemi Limanowskiej.