• Kamioneckie legendy i inne bajania...


        • "Legendy są duszą narodu" - głosi mądra maksyma. Do tego są piękne, budujące i pouczają. Nasza wioska Kamionka Mała ma wiele legend; niestety, odchodzą one jednak w zapomnienie. Dlatego Szkolny Klub Historyczny wraz z opiekunem Wandą Chochlińską podjął trud ocelenia od zapomnienia tych rodzimych skarbów kultury. Przez wiele lat poszukiwano, wypytywano i zbierano legendy, historie i różne bajania, które następnie po spisaniu, utworzyły zbiorek "Kamioneckie legendy i inne bajania..."

          Aby zaprezentować społeczności szkolnej tę książeczkę, uczniowie klasy IV pod kierunkiem nauczyciela historii przygotowali inscenizację "Legendy o Katarzynie Pustelnicy".

          Scenariusz: Wanda Chochlińska,

          Grają: Aleksandra Jonik - Katarzyna, Jakub Kocoń - narrator, Kacper Dutka - św. Świerad, Przemek Orzeł - św. Just, Adam Groń - św. Urban.

          FOTORELACJA Z PRZEDSTAWIENIA

                                          Legenda o świętej Katarzynie Pustelnicy (scenariusz)                              

          Narrator:

          Dawno, bardzo dawno temu, gdy na ziemiach naszych z wolna ustępowało pogaństwo i kiełkowała nowa religia – chrześcijaństwo, nad Dunajcem pojawili się święci pustelnicy. Byli nimi: Świerad, Urban i Just. Szukali dla siebie miejsca, gdzie mogliby osiąść, wieść życie pełne umartwień, chwalić Boga i nauczać ludzi zasad nowej wiary.

          Gdy Narrator czyta tekst wchodzą trzej pustelnicy, ubrani w zgrzebne szaty; idą wolno w milczeniu, zataczają jeden okrąg na scenie i zatrzymują się na środku.

          Św. Świerad:

          No braciszkowie moi, spocznijmy tu trochę, przeszliśmy już bardzo długą drogę,

          Siadają na przygotowanych „kamieniach”

                      Św. Just

          Masz rację bracie Świeradzie, odpocznijmy. Ależ… tu piękna okolica

          Św. Świerad:             (wstaje i rozgląda się)

          Rzeczywiście, pięknym Bóg to miejsce uczynił: i ta rzeka taka modra, a zieleń jaka soczysta. Ja to miejsce wybiorę na swoją pustelnię.

                      Św. Urban:

          Dobrze bracie, ja pójdę wiec dalej, na wschód.

          Św. Just:

          A ja pójdę w kierunku zachodnim; na pewno znajdę swoje miejsce.

          Wstają pozostali, żegnają się tak jak przy przekazaniu znaku pokoju i rozchodzą. W trzech miejscach ustawione są sztalugi, które odwracają, a na ich odwrocie znajdują się ich symboliczne pustelnie. Bracia odgrywają przez chwilę sceny pracy i modlitwy, potem wchodzą za sztalugi.

                      Narrator:

          I rozeszli się bracia eremici w różne strony. Świerad osiadł w Tropiu w pustelni nad urwistym brzegiem Dunajca, Urban powędrował do Iwkowej, gdzie zbudował sobie na skraju lasu maleńką celę, a Just za miejsce modlitwy i umartwienia obrał pobliską górę nad Tęgoborzem nazwaną później jego imieniem – czyli wzgórze Just. Wiedli w swych pustelniach życie pobożne i surowe.

          Legenda głosi, że mieli siostrę – Katarzynę, która również szukała miejsca, gdzie w ciszy mogłaby wieść życie pustelnicze. (Wchodzi Katarzyna w białej sukience – albie, wianku na głowie i rozgląda się jakby kogoś szukała) W ślad za swymi braćmi przybyła nad Dunajec. Jakież było ich zdziwienie gdy ją zobaczyli.

          Wychodzi jej na przeciw św. Świerad, witają się.

                      Katarzyna:

          Witaj bracie Świeradzie! Tak długo szłam, szukałam twojej celi. Dobrzy ludzie wskazali mi gdzie się ukryłeś.

          Św. Świerad:

          Katarzyno, co ty tu robisz! Dlaczego zapuściłaś się tak daleko?

                      Katarzyna:

          Kochany Świeradzie, nie gniewaj się na mnie.  Przyszłam tu, bo jakaś tajemna siła pchała mnie w tę stronę; jakiś wewnętrzny głos kazał mi tu przyjść. Chcę i ja znaleźć w tej pięknej krainie swoje miejsce na pustelnię i pozostać tu, blisko was.

          Św. Świerad:

          Siostro odpocznij, posil się moim skromnym posiłkiem a ja sprowadzę tu Justa i Urbana. Musimy się naradzić.

          Świerad uklęka i składa ręce do modlitwy, patrzy w niebo.

                      Narrator:

          Świerad wszedł do swej pustelni, uklęknął i zatopił się w modlitwie. Jakiś czas potem Katarzyna ze zdziwieniem zauważyła, że nadciągają pozostali bracia: Just i Urban.  (wchodzą Just i Urban, którzy wcześniej ukryci byli za sztalugami ze swymi celami, witają się z Katarzyną) Była bardzo zdziwiona, bo przecież nie widziała, aby Świerad kogoś po nich posyłał. Nie wiedziała jeszcze wtedy Katarzyna, że jej święci bracia modląc się i kontemplując potrafią porozumiewać się na odległość. Troskliwi bracia zmartwili się pomysłem Katarzyny i odradzali jej tego, lecz widząc jak bardzo dziewczyna jest zdeterminowana w osiągnięciu swojego celu, ustąpili.

                      Św. Just:

          Miła siostro, skoro tak bardzo chcesz osiąść na tym pustkowiu, to choć ze mną, pomogę zbudować ci celę w pobliżu mojej. Będziesz bezpieczna!

                      Św. Urban:

          Ja mam już zbudowaną sporą pustelnię, mogę cię przyjąć do siebie. Okolica tam piękna i prawie równinna.

                      Katarzyna:

          Dziękuję wam moi drodzy bracia, ale ja udam się w innym kierunku. Pójdę jeszcze dalej na północ. Coś mi mówi, że tam znajdę swoje przeznaczenie. Pobłogosławcie mnie na drogę.

          Katarzyna klęka, bracia błogosławią, kładąc jej ręce na głowę, odchodzą i ukrywają się w celach. Katarzyna wstaje, zawiązuje węzełek, bierze go i idzie w drogę (kilka okrążeń po scenie)

                      Narrator:

          Katarzyna pożegnawszy braci ruszyła szukać swego przeznaczenia. Szła dolinami przeciętymi wodami Dunajca a potem wzdłuż rwącej, wijącej się między wzniesieniami rzeki, której nazwy nie znała, lecz widziała jej piękno i bogactwo ryb wszelakich w niej żyjących. Zmęczona, od czasu do czasu przysiadała na kamieniu
          i podziwiała otaczający świat: lasy prawie nie tknięte jeszcze ludzką ręką, pagórki, na których dziki zwierz w obfitości się chował, zioła i kwiaty roztaczające woń piękną
          i cieszące oczy różnymi kolorami. Potem wstawała i szła dalej jakby przeczuwając, że jeszcze nie odnalazła swego miejsca. A pagórki zamieniały się w góry coraz bardziej strome, kamienie stawały się większe i bardziej ostre, droga coraz trudniejsza do przebycia.  Las stał się borem sosnowym i modrzewiowym.

          Idąc wzdłuż wartkiego, kamienistego potoku, Katarzyna zauważyła, że dzień już prawie upłynął. Słońce dawno się schowało, mrok ogarnął całą dolinę, a że była gęsto zalesiona szybko ciemność zapadła taka, że bose stopy dziewczyny mocno kaleczyły się o wystające kamienie.

                      Katarzyna:

          Tutaj spocznę, cały dzień szłam i szłam, jestem bardzo zmęczona. O! posilę się trochę tym skromnym posiłkiem. Dzięki Ci Panie Boże za ten piękny dzień.

          Katarzyna układa się do snu na ziemi, głowę kładzie na kamieniu.

          Narrator:
           

          Zmęczona trudami drogi szybko zasnęła. Letnia noc była krótka. Nastał świt, słońce z wolna przebijało się przez gałęzie drzew, las wypełnił się śpiewem ptaków (słychać śpiew ptaków) Jeden z chłopców przysuwa sztalugę z rysunkiem krajobrazu Kamionki. Otwarła Katarzyna oczy a wzrok jej padł na tę piękną okolicę i zachwyciła się bardzo. Widziała przed sobą górę stromą, kamienistą, otoczoną wiekowymi drzewami. Z dwóch stron okalały ją szumiące wesoło potoki. Słońce przebijało się między drzewami rzucając urokliwe cienie, ptasia muzyka radowała jej serce. Czy kojarzycie to miejsce? Tak, to miejsce gdzie dziś stoi nasz prastary kościół!

          Katarzyna:

          O jak tu pięknie. Tutaj zostanę! To jest miejsce, którego szukałam.

          Dziewczyna udaje budowę pustelni, układa „kamienie” – piankowe bloczki imitujące kamienie. Siada na jednym z kamieni, wyciąga jakieś zioła z koszyka, bierze modlitewnik, kopaczkę i udaje pracę na roli.

                      Narrator:

          Wstała Katarzyna i zaczęła się wspinać po zboczu stromej góry. Znalazła niewielki skrawek równiny i tam sama zaczęła wznosić swoją pustelnię. Budowała ją z kamieni, których wokół było wiele. Niektóre nosiła z biegnącego u podnóża góry potoku. Skromna i surowa to była budowla, zarówno z zewnątrz jak i wewnątrz. Ale pustelnica nie zabiegała o wygody, żyła niezwykle ubogo, pełna pokory, całe dnie spędzając na modlitwie i pracy, która zapewniała jej przetrwanie. A piękno wybranego miejsca dawało jej siłę do wytrwania na obranej przez nią drodze.

          Raz do roku, a było to wiosną, przed Wielkanocą, Katarzyna wybierała się w drogę powrotną, do pustelni któregoś z braci: Świerada, Justa czy Urbana, aby się wyspowiadać.

          Katarzyna wstaje i rusza w drogę, Świerad wychodzi zza sztalugi.

                      Katarzyna:

          Witaj drogi bracie! Przyszłam do ciebie aby się wyspowiadać. Święta Wielkiej Nocy tuż tuż. Trzeba godnie uczcić mękę, śmierć i zmartwychwstanie naszego Pana!

                      Św. Świerad:

          Witaj siostro! Masz rację, to najważniejsze święto każdego chrześcijanina. Ale opowiadaj też co u ciebie? Jak żyjesz w tej głuszy, którą wybrałaś?

          Wchodzą Just i Urban

                      Św. Just i św. Urban:

          Opowiadaj Katarzyno!

          I opowiadała Katarzyna z radością o swoim pustelniczym życiu. Potem wracała na swoją górę i znów w żyła w samotności, ubogo i pobożnie.

          Rozchodzą się i żegnają

          Z czasem wieść się rozniosła o cnotliwej pustelnicy, żyjącej w kamiennej celi na stromej górze. Katarzyna siada na kamieniu, bierze przetak, segreguje jakieś zioła. Zaczęli przybywać osadnicy, którzy wydzierali puszczy ziemię pod uprawę, budowali skromne chaty i ciężko pracowali na swoje utrzymanie. Nie narzekali jednak na ten los biorąc za przykład świętą pustelnicę i tak jak ona zachwycali się urokiem tej okolicy. A gdy po latach Katarzyna zmarła (Katarzyna wychodzi za sztalugę) pobożnie ją pochowali obok jej pustelni. Często w tym miejscu się modlili i zdarzało się, że prośby ich wysłuchane były; niejednemu zdrowie przywrócone zostało i różne cuda się zdarzały za sprawą pustelnicy Katarzyny. Pamięć o niej przekazywali swym dzieciom i wnukom, z pokolenia na pokolenie; i tak przetrwała ona tysiąc lat.

          Wychodzą wszyscy na scenę kłaniają się.